Jadwiga Jadach Szynkowska, absolwentka Technikum Rolniczo-Łąkarskiego, 1966 r.

To były piękne, ale też trudne i pracowite dni

„Szanujmy wspomnienia, smakujmy ich treść.
Nauczmy się je cenić.
Szanujmy wspomnienia, bo warto coś mieć,
Wspomnienia są zawsze bez wad.”
Z piosenki zespołu Skaldowie

 

szynkowska-portrretDo Technikum Rolniczo-Łąkarskiego trafiłam w 1961 roku zupełnie przypadkowo. Moim marzeniem było zostać nauczycielką. Kiedy kończyłam klasę siódmą, trzeba było podjąć decyzję wyboru przyszłej szkoły średniej . Oczywiście nosiłam się z zamiarem złożenia podania do liceum pedagogicznego, ale od tej decyzji odwiodła mnie moja ówczesna wychowawczyni, twierdząc, że to trudna szkoła, a zawód nauczyciela wymaga wiele poświęcenia i odpowiedzialności. W końcu stanęło na tym, że dokumenty złożyłam do technikum ekonomicznego, ale tu konkurencja była duża , i mimo zdanego egzaminu nie zostałam przyjęta, jako że pierwszeństwo miały osoby pochodzące z miast. Aby więc nie tracić roku, rodzice postanowili posłać mnie do szkoły rolniczej, a po pierwszym roku miałam przenieść się do liceum pedagogicznego. Nie interesowało mnie wtedy rolnictwo, nie lubiłam ciężkiej pracy w gospodarstwie rodziców , w którym trzeba było mimo wszystko pomagać. Najbardziej z wszystkich prac gospodarskich odpowiadało mi pasanie krów na rozległych, pagórkowatych łąkach, gdzie w sąsiedztwie pasła również swoje stado moja koleżanka. Zabierałyśmy wtedy ze sobą zeszyty z piosenkami i pasąc krowy śpiewałyśmy różne, znane nam piosenki. Myślę, że naszym krasulom te „arie” się podobały.

Pierwszego września 1961 r., bez większego entuzjazmu przyjechałam do Technikum Rolniczo-łąkarskiego w Lidzbarku Warmińskim i rozpoczęłam edukację w klasie Ia tutejszej szkoły z zamiarem przeniesienia się po pierwszym roku nauki do wymarzonego liceum pedagogicznego.

synkowska1

Pierwsze miesiące nie należały do najlepszych. Nowe środowisko, regulamin szkolny, duża dyscyplina w internacie, bardzo „groźny” pan kierownik , tęsknota za domem rodzin-nym- wszystko to nieraz prowadziło do cichego płaczu w poduszkę po ciszy nocnej. Z upły-wem kolejnych dni powoli następowała adaptacja do nowego środowiska. Rozpoczął się nowy , trudny ale jakże ważny rozdział mojego życia.

Większość uczącej się młodzieży zamieszkiwała w internacie. Wspólne życie umożliwia-ło nam szybką integrację. To tu uczyliśmy się zasad codziennego życia, współdziałania w zespole i wykonywania prac dla wspólnego dobra. Szybko zawiązywały się pierwsze przyjaźnie, które często przetrwały do końca nauki w szkole a nawet i wiele lat po jej ukończeniu. Prace porządkowe w pomieszczeniach internackich, wykonywane w ramach dyżurów ( choć nie zawsze z chęcią) nauczyły nas systematyczności, obowiązkowości i odpowiedzialności za porządek naszego wspólnego teraz „domu”. Nauczyciele i wychowawcy internatu z ogromnym zaangażowaniem starali się tę zróżnicowaną gromadę młodych ludzi, pochodzących z różnych środowisk rodzinnych jakoś „ okrzesać”. Poza dostarczaniem określonej wiedzy starali się także wpajać nam zasady dobrego i kulturalnego zachowania. Do dziś z rozrzewnieniem wspominam wychowawcę internatu Pana Leonarda Kwiatkowskiego, który podczas spożywania posiłków uczył nas właściwego trzymania sztućców i zasad kulturalnego zachowania przy stole.
Kiedy kończył się pierwszy rok mojej nauki, i mimo przeżytych czasem trudnych momen-tów, nie myślałam już o przeniesieniu się do innej szkoły. Czułam jedność ze swoją klasą i swoją szkołą. Zaprzyjaźniłam się z wieloma osobami i chciałam z nimi pozostać. Nauka nie sprawiała mi większych trudności a zdobywaną wiedzą z zakresu uprawy roślin czy hodowli zwierząt próbowałam dzielić się z rodzicami, prowadzącymi wówczas gospodarstwo rolne. Najbardziej podobały mi się zajęcia z botaniki , a to w dużej mierze za sprawą wspaniałego pedagoga, Pana profesora Józefa Wierzbickiego. Te wyprawy do różnych, naturalnych środowisk przyrodniczych, zbieranie wskazanych przez Pana profesora roślin, potem na ćwiczeniach określanie za pomocą klucza ich nazw, następnie zasuszanie i wykonywanie zielników. Sprawiało mi to wielką przyjemność. Nie mniej interesujące były ćwiczenia z innych przedmiotów, jak zoologia ,chemia czy fizyka. Jak na owe czasy, a było to ponad 50 lat temu, odbywały się na wysokim poziomie.

szynkowska2Moje wspomnienia z lidzbarskiego „ rolniczaka” dotyczą w dużej mierze życia kulturalno-rozrywkowego. Nasi wspaniali nauczyciele i wychowawcy starali się, aby dostrzegać i rozwijać nasze zainteresowania i „ talenty” artystyczne. Swoistą metodą takich działań były tzw. „Trzydniówki” organizowane przez Zarząd Wojewódzki Związku Młodzeży Wiejskiej. Raz w roku ustalano trzy dni wolne od nauki szkolnej, ale wypełniano je zajęciami z różnych dziedzin życia kulturalnych np. nauka tańca towarzyskiego, zajęcia teatralne, śpiew, malarstwo itp. Każdy uczeń mógł wybrać zajęcia zgodnie ze swoimi zainteresowaniami. Dla mnie i wielu moich koleżanek jak: Ali Kaczyńskiej, Irenki Spocińskiej, Jadzi Grzybowskiej czy Emilki Kozdęby „to były „piękne dni”- jak śpiewa w swojej piosence Halina Kunicka – bowiem zawsze lubiłyśmy śpiewać i tańczyć. Często w wolnym od zajęć czasie zbierałyśmy się w jednym z pokoi w internacie i wyśpiewywałyśmy swoje „serenady” a prym w tym wiodła Jadzia Grzybowska swoim pięknym głosikiem.

Nasze umiejętności zostały dostrzeżone i z inicjatywy Pani profesor Małgorzaty Chodunaj powstał zespół wokalny pod nazwą „ Koniczynki””. Zajęcia prowadzone były najpierw pod kierunkiem pana Stanisława Chodunaja. W skład zespołu wchodziły Jadzia Grzybowska, Barbara Korwel, Jadwiga Jadach, Basia Jeznach, Irena Spocińska, Krystyna Jankun. W repertuarze zespołu znajdowały się między innymi piosenki , będącego wówczas na topie zespołów „Alibabki” i „Filipinki”. Współpracował z nami również zespół instrumentalny pod kierownictwem Ryśka Buły, z młodszej klasy, a solistką w nim była nasza klasowa koleżanka Ala Kaczyńska. Swoimi występami uświetnialiśmy różne uroczystości w naszej szkole a także poza jej murami również na wsiach.

szynkowska3

W ramach działalności kulturalno-rozrywkowej istniał także zespół tańca ludowego z i koło teatralne prowadzone z dużym sukcesem przez Panią Barbarę Kreutzinger. W zespole ta-necznym przez krótki czas miałam swój udział również ja. Do dziś pamiętam kroki niektó-rych tańców ludowych.

Lata nauki w szkole szybko minęły i nadszedł ten najważniejszy i podsumowujący nasze umiejętności moment – matura. To był bardzo emocjonujący czas, ale także dający wiele satysfakcji i poczucia dumy z odniesionego sukcesu. W czerwcu 1966 r. otrzymaliśmy świadectwa dojrzałości i przyszedł czas na pożegnanie ze szkołą, nauczycielami, kolegami i wkroczenie w kolejny, ważny etap życia.

Po krótkim wakacyjnym odpoczynku już od 1 lipca 1966 r. podjęłam pracę w Państwowych Zakładach Zbożowych jako stażystka na stanowisku laborantki. Po upływie roku i zaliczeniu egzaminu stażowego moja droga zawodowa poszła w innym kierunku, już nie związanym z rolnictwem. Na wsiach organizowano wówczas szkoły przysposobienia rolniczego i tam za namową przyszłego męża nauczyciela postanowiłam podjąć pracę. Jako absolwentka technikum rolniczego byłam do tego merytorycznie przygotowana ale musiałam ukończyć kurs pedagogiczny uprawniający do pracy w zawodzie nauczycielskim. Ze względu na zmianę sytuacji rodzinnej pracowałam w tej szkole tylko rok. Kolejne lata to praca i podnoszenie kwalifikacji na stanowisku nauczyciela szkoły podstawowej . W 1981 r. ukończyłam studia magisterskie na wydziale zaocznym Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Olsztynie i do emerytury pracowałam w zawodzie nauczycielki. Będąc już na emeryturze zapisałam się na Uniwersytet Trzeciego Wieku, gdzie nadal mogę zdobywać wiedzę z różnych dziedzin życia, rozwijać swoje zainteresowania i brać udział w różnych formach aktywności fizyczno-umysłowej. Śpiewam też w chórze, co jest w pewnym sensie kontynuacją śpiewania w naszym szkolnym zespole.

Spełniły się moje marzenia z dzieciństwa odnośnie pracy zawodowej, ale zetknięcie z rze-czywistością potwierdziło słowa mojej wychowawczyni sprzed lat, mówiące jak trudny i odpowiedzialny jest zawód nauczyciela. I wtedy uświadomiłam sobie, że podobny trud ponosili przecież i moi nauczyciele i wychowawcy. Dziś jestem im za wszystko bardzo wdzięczna. Szczególną wdzięczność chcę wyrazić wobec Pana profesora Apolinarego Zapiska, długoletniego dyrektora naszej szkoły, za przekazaną nam wiedzę, za serdeczny, przyjacielski i ojcowski stosunek do uczniów i za cały nauczycielski trud włożony w naszą pięcioletnią edukację. Dziś po 50 latach od mojej matury jestem pełna podziwu dla osoby Pana dyrektora. Ciągła, ogromna aktywność intelektualna, duże zaangażowanie w założenie strony internetowej i systematyczne jej doskonalenie, swobodne korzystanie z nowoczesnych środków przekazu, są tego dobitnym przykładem.

 Nasza klasa z trójką nauczycieli na spotkaniu na 50-lecie matury w 2006 r

Nasza klasa z trójką nauczycieli na spotkaniu na 50-lecie matury w 2006 r

Na spotkaniu klasowym przed internatem 13.07.2013 r.

Na spotkaniu klasowym przed internatem 13.07.2013 r.

 

Karolewo w maju 2016

Jadwiga Szynkowska